29 WRZEŚNIA 2016 ROK, MULTIKINO, godz. 19.00: „Romeo i Julia” z Teatru Garrick w Londynie.
„Świt
zgody wstaje nad nocą rozpaczy,
Choć słońce twarzy zza chmur nie
wychyli.
Jednych
ukarze się, innym wybaczy,
Lecz ludzie wieki się będą smucili,
Z
ust do ust niosąc w cztery świata strony
Historię
dwojga kochanków z Werony.”
/William Shakespeare, Romeo i Julia, tłum. Stanisław Barańczak/
Ten ostatni fragment
AKTU PIĄTEGO, SCENY TRZECIEJ brzmi jak rodzaj przepowiedni, jasnowidzenia,
które wieszczyło sławę nieszczęśliwej parze kochanków z Werony na całym świecie.
Nadal nie traci ono nic ze swej aktualności, bowiem, by obejrzeć słynny balkon
w Casa di Giuletta, znajdującym się niedaleko głównego placu miasta Piazza delle Erbe, do Werony ściągają
tłumy turystów, wypełniając bramę prowadzącą na podwórze. Nie bez znaczenia
jest tutaj fakt, że dom naprawdę należał do rodziny Capulettich, co wzmacnia
wiarygodność całej historii, nawet jeśli – stanowi ona tylko fikcję literacką!
William
Shakespeare niewątpliwie przyczynił się do
rozsławienia miasta leżącego na północy Włoch, nadając mu atrybuty
rozpoznawalności, symbolu nieszczęśliwej, ale pięknej miłości. Ileż to już
pokoleń wierzy w prawdziwe, wielkie, romantyczne uczucie szaleńczo zakochanych
w sobie młodych ludzi, pochodzących z dwóch zwaśnionych rodów Werony:
Montecchich oraz Capulettich? Nie sposób zliczyć ani też – do końca sobie
wyobrazić. Wiadomo jedno: to historia, która dla każdego pokolenia twórców
teatralnych i filmowych, a także samych widzów nabiera coraz to nowych znaczeń,
metafor, porównań. Jak w wieku, gdy technologia osiągnęła niemal najwyższe
szczyty swego rozwoju, a słowo pisane na każdym kroku stara się poszukiwać
nowych środków wyrazu, przedstawić sztukę Shakespeare’a, której bohaterowie
posługują się językiem XVI- wiecznego świata?
Na dramacie Williama Shakespeare’a oparty został
musical West Side Story (reż. Robert
Wise, Jerome Robbins,1961 r.) , a także film z Leonardo Di Caprio i Claire
Danes w rolach głównych (reż. Buz Luhrmann,1996 r.). Teraz firma Kenneth Branagh Theatre Company
wyprodukowała zupełnie odmienną od poprzednich, opowieść o miłości skazanej na
niepowodzenie.
29 września
2016 roku uczestniczyłam w retransmisji sztuki „Romeo i Julia” z Teatru
Garrick w Londynie, którą obejrzałam w ramach wspólnego projektu British
Council i Multikina: TEATR BRYTYJSKI NA WIELKIM EKRANIE.
Przedstawienie wyreżyserowali: Rob Ashford i Kenneth
Brannagh. W rolach głównych
wystąpili Richard Madden - Romeo („Gra o
tron”, „Dzień bastylii”, „Kopciuszek”) oraz Lily James - Julia („Kopciuszek”, „Ugotowany”,
„Wojna i pokój”, „Downton Abbey”). Nie sposób także pominąć tak znanych postaci
ze świata aktorskiego, jak: Derek Jacobi (Merkucjo), Meera Syal (Marta –
niania Julii) czy Michael Rouse (Capuletti – ojciec Julii).
Nie będę dokonywać charakterystyki poszczególnych
aktów i ich scen. To przecież nie rodzaj streszczenia dla tych, którzy nie
zdążyli przeczytać zadanej lektury na lekcję polskiego. Chciałabym jednak
skupić się na tych elementach, które uczyniły to przedstawienie różne od
wszystkich, jakie do tej pory obejrzałam w swoim życiu.
Cała sztuka została pokazana w konwencji
czarno-białej, stanowiącej ścisłe nawiązanie do kina neorealizmu lat 50., a dokładnie
rzecz ujmując - Federica Felliniego i jego obrazów z „Osiem i pół” czy „Dolce
Vita”. Kostiumy (kobiece sukienki i spódnice w stylu New Look tak charakterystycznym dla lat 50. oraz męskie czarne
garnitury: dwurzędowe marynarki, szerokie spodnie z zaszewkami, a jako dodatek –
ciemne przeciwsłoneczne okulary), elementy scenografii (rower, stolik, krzesła
w przyulicznej kawiarni) i detale architektoniczne, kreślące Weronę sprawiają,
że bohaterowie, choć mówią w istocie językiem Shakespeare’a, to wydaje się,
jakby pochodzili z „Rzymskich wakacji” (reż. William Wyler, 1953 r. ). Są na wskroś współcześni. I tak
Julia ( w I połowie) zachowuje się jak prawdziwa nastolatka w wieku 14 lat
(uwagę zwracają jej gesty, sposób mówienia czy poruszania się), a Romeo – to nieporadnie
zakochany 16-letni młody chłopak. Duet Lily James i Richard Madden (znany z
ekranizacji „Kopciuszka”) jest wiarygodny w swoim wyrażaniu uczuć, najpierw
wzniosłych, romantycznych, a potem pełnych grozy, zwiastującej nadchodzący
tragizm i dramat.
Na początku mamy do czynienia z komedią, która z czasem –
poprzez śmierć Merkucja (Derek Jacobi), następnie Tybalta nieuchronnie prowadzi
do zbliżającej się tragedii. Zanim jednak to nastąpi, Merkucjo – Derek Jacobi –
zachwyci widzów prawdziwą niezwykłością języka Shakespeare’a. Wyraźnie,
precyzyjnie wymawia każdą frazę, akcentując i podkreślając znaczenie słów,
które przekształcają się w prawdziwe obrazy tak dalece, że każdy wyraz nieomal
staje się widoczny tuż przed naszymi oczyma, prawie możemy go dotknąć (jak w
filmie 3D). To niechybny dowód wielkiego talentu i klasy tego aktora, który wiele
lat temu zachwycił mnie swoją kreacją jako Klaudiusz – "jąkała" w adaptacji
powieści Roberta Gravesa: „Ja, Klaudiusz”. Upływ lat nie sprawił, że język tego aktora
stracił giętkość, plastyczność. Przeciwnie – jeszcze bardziej wzniósł się na szczyty
możliwości scenicznych! „The Guardian” zachwycał
się rolą Merkucja w wykonaniu Dereka Jacobi, pisząc: „/…/ it is a pleasure to
hear him treat the Queen Mab speech not as a manic rant but as a series of
microscopic images so that we actually imagine “the wings of grasshoppers” (To
prawdziwa przyjemność słuchać w jego wykonaniu monologu o Królowej Mab, który
nie brzmi jak przemowa fanatycznego maniaka, ale jak seria mikroskopijnych
obrazów, które w danej chwili możemy sobie wyobrazić jak „skrzydła szarańczy”).
Tak, Derek Jacobi wypowiada swoje kwestie zupełnie inaczej niż pozostali
aktorzy. Ten kontrast sprawia, że jego drugoplanowa rola urasta do rangi
pierwszego planu i pozostaje w pamięci widza na długo po zakończeniu spektaklu.
Moją uwagę zwrócił także fakt zamiany ról męskich na
damskie przez obu reżyserów. Chodzi o postaci sług: Baltazara i Piotra. Początkowo
wydawało się to zabawne, komediowe, ale później, gdy Julia wypowiada dobrze mi
znaną kwestię:
„/…/Cóż znaczy nazwa? To, co zwiemy różą
Pod inną nazwą nie mniej, by pachniało.
Tak i Romeo, gdyby się nazywał
Inaczej, byłby wciąż tym samym cudem/…/”
zrozumiałam, jak bardzo Rob Ashford i Kenneth
Brannagh przenieśli w naszą
rzeczywistość sztukę W. Shakespeare’a. Najważniejsze, jakim jesteś człowiekiem
i co stanowi twoją największą wartość. Płeć czy imię nie mają szczególnego
znaczenia. W okolicznościach tak wielkiej tragedii, jak śmierć dwojga młodych
ludzi taki stan rzeczy nie budzi w widzu sprzeciwu, nie ma szyderstw ani nawet
zdziwienia. Bo taki jest świat… od zarania, w szekspirowskiej Weronie, we
Włoszech lat 50. i czasach, w których obecnie żyjemy.
Na koniec słów kilka o scenografii. Niezwykle
oszczędnej w swym wyrazie, a nawet surowej ze względu na chłód marmuru, jaki
zdaje się bić ze sceny. Jej autorem jest Christopher Oram. Kolumny pojawiają
się, to znów znikają kreując włoskie: plaza
( plac), strada (ulica), teatro (teatr).Wyjątkowym pomysłem jest scena, w
której Julia kładzie się spać, zażywając usypiający środek z fiolki od ojca
Laurentego. Biały namiot spowija postać Julii niczym żałobny całun. Wielka siła
przekazu i wyrazu! Niepodważalnym
elementem scenografii, który odgrywa istotną rolę w całym spektaklu jest
światło. Nie sposób nie zauważyć swoistej gry światła i cienia, pozwalającej przyjrzeć
się dokładnie sylwetkom i twarzom aktorów, wypowiadających kwestie w
poszczególnych aktach i ich scenach.
Sztuka ma swoje tempo, energię, które sprawiły, że
widz się nie nudził, docenił wizualne piękno przedstawienia stworzone przez
przemyślany zamysł obu reżyserów, scenografa oraz samych aktorów. Ponadto, była to niecodzienna okazja, by posłuchać Shakespeare'a w oryginale!!! Na koniec sam
W. Shakespeare ofiarował wszystkim tym, którzy nie dają wciąż wiary w prawdziwość historii
takie oto zapewnienie:
„Dostaniesz więcej: ślubuję, że Julii
Postawię pomnik ze szczerego złota.
Jej wierną miłość ten posąg uświęci
I Julia przetrwa w pokoleń pamięci,
Dopóki będzie istniała Werona”.
Wszystkie fragmenty "Romeo i Julii" w przekładzie Stanisława Barańczaka, "W Drodze", Poznań 1992.
"Romeo i Julia" (pokazy dla szkół od września do 22 października) oraz kolejne spektakle W. Shakespeare'a znajdują się w specjalnym programie AKADEMII FILMOWEJ MULTIKINA. CAŁY HARMONOGRAM PRZEDSTAWIEŃ DLA SZKÓŁ ZAMIESZCZAM PONIŻEJ, ZACHĘCAJĄC NAUCZYCIELI ORAZ UCZNIÓW DO SKORZYSTANIA Z NIEPOWTARZALNEJ OKAZJI OBEJRZENIA TEATRU SZEKSPIROWSKIEGO NA WIELKIM EKRANIE W MULTIKINIE:
ZACHĘCAM SERDECZNIE DO ZAPOZNANIA SIĘ Z OFERTĄ, JAKĄ MULTIKINO PRZYGOTOWAŁO SPECJALNIE DLA SZKÓŁ. WSZELKIE INFORMACJE DOTYCZĄCE REZERWACJI GRUPOWYCH ZNALEŹĆ MOŻNA TUTAJ.
"Romeo i Julia", reż. Rob Ashford,Kenneth Branagh, Multikino 29 września 2016.
"Romeo i Julia" (pokazy dla szkół od września do 22 października) oraz kolejne spektakle W. Shakespeare'a znajdują się w specjalnym programie AKADEMII FILMOWEJ MULTIKINA. CAŁY HARMONOGRAM PRZEDSTAWIEŃ DLA SZKÓŁ ZAMIESZCZAM PONIŻEJ, ZACHĘCAJĄC NAUCZYCIELI ORAZ UCZNIÓW DO SKORZYSTANIA Z NIEPOWTARZALNEJ OKAZJI OBEJRZENIA TEATRU SZEKSPIROWSKIEGO NA WIELKIM EKRANIE W MULTIKINIE:
ZACHĘCAM SERDECZNIE DO ZAPOZNANIA SIĘ Z OFERTĄ, JAKĄ MULTIKINO PRZYGOTOWAŁO SPECJALNIE DLA SZKÓŁ. WSZELKIE INFORMACJE DOTYCZĄCE REZERWACJI GRUPOWYCH ZNALEŹĆ MOŻNA TUTAJ.
Więcej informacji dostępnych jest na www.britishcouncil.pl oraz www.multikino.pl
Wszystkie plakaty do poszczególnych przedstawień i szczegółowe informacje związane ze spektaklami zamieszczone dzięki zaangażowaniu oraz uprzejmości Pana Piotra Sadowskiego, Kierownika Projektu Multikino S.A., ul. Mokotowska 49, 00-542 Warszawa
"Romeo i Julia", reż. Rob Ashford,Kenneth Branagh, Multikino 29 września 2016.
Cieszę się,że mogłam obejrzeć tak wspaniałe dzieło w doskonałym towarzystwie.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI ja zachowam te chwile jak perły w swojej szkatułce w peonie:) Najserdeczniej pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuń